Tasiorowski, zapomniałeś o 4-ech komputerach wpiętych w VST system link

Ale tak na poważnie- poważniejszym tworzeniem goatrance'u zajmuję się drugi rok i "sprzęty" u mnie się dość szybko przewijają (kupno, pośmiganie, sprzedaż i tak w koło Macieju).
W ciągu ostatniego półrocza zacząłem "dziabać" podstawy miksu, tak samo jak budowy syntezatorów w celu, by wiedzieć co się z czym je, jak co wykręcać etc.
Jakiś kwartał temu uważałem, że wystarczy mi izotope ozone za masteringowca- wystarczy powyciągać częstotliwości i gra gitara. Na analizatorze widma wygląda to ładnie, ALE brzmieć już niekoniecznie- strasznie plastikowo, zbyt sterylnie. Kłopoty się skończyły, kiedy posłałem pracę z Ozone do piachu i naprawdę przysiadłem kałdun nad miksem- efekty są naprawdę dobre. Jednak wiem, że mastering to niekoniecznie moja działka i ścieżki kilka razy oddawałem już do masteringu.
A jest to też dobrą nauką, bo na masteringu wychodzą praktycznie wszystkie błędy w miksie- to przester, to zła kompresja na talerzach etc.
Jednak, żeby nie patrzeć, na taką rzekomo niszową muzykę w Polsce, jaką jest Psytrance i jej odmiany, jest popyt, o czym świadczy obecność wytwórni No Comment Records i sporej rzeszy producentów- samouków, którzy miksami naprawdę mogą zrobić wrażenie.
Na dzień dzisiejszy pracuję nad swoim pierwszym albumem który, bez wątpienia, pójdzie na finalną obróbkę do studia by miało to ręce i nogi.
Wnioskiem prostym- homerecording wystarcza do pewnego czasu. Prędzej czy później sytuacja zmusi do wizyty w studio bądź założenia własnego (zawsze pozostaje pytanie- co bardziej się opłaca?).
Hipotetycznie- czy realizator w studiu obsługującym np. kapele rockowe tudzież metalowe będzie w stanie zrobić miks i mastering elektroniki i na odwrót?
P.S. Wybaczcie tonę zbędnego gadania
