Mattik - słusznie prawisz. Pewne rzeczy są "oczywistą oczywistością" i wynikają albo z doświadczenia, albo z wiedzy nabytej latami (i edukacji). Komponować to znaczy tworzyć na desce kreślarskiej mając jedynie proste narzędzia (np. pianino) i jakąś myśl przewodnią w głowie - wystarczy dodać kontekst, opowiedzieć standardową historię (zw-ref-zw-ref-bridge-ref+mod plus chorusy/intra/break'i itd). Od kolorów i techniki jest aranż, od dopieszczenia - master.
Ja osobiście dużo pracuję jako kompozytor (choć pieniędzy z tego nie ma ;)) - i mimo braku formalnego przygotowania na specjalności kompozycji na AM "na czuja" wiem, jaka progresja pasuje, jak ma cykać bas żeby z gitarą rytmiczną i stopą wpółgrać tworząc odpowiedni groove, jakie barwy będą pasować, a tworząc linię melodyczną lub słysząc prototyp wokalisty/wokalistki od razu można wyłapać mocne i słabe partie i dograć je do odpowiedniego poziomu - a to wszystko przy kubku herbaty i fortepianie, czyli oldschoolowo. Niestety jednak np. perkusja nie jest moją mocną stroną i zawsze muszę posiłkować się "fachowcami" - a nawet mając już materiał nie ślęczę godzinami nad zrobieniem mixu własnymi siłami - wolę pracować z żywymi ludźmi którzy potrafią myśleć kreatywnie. Wymusza to kompromisy w aranżu, ale jest tym bogatsze. Zawodowcy robiący to od lat muszą mieć gigantyczną świadomość muzyczną, kunszt kompozytorski oraz masę know-how. Idealnym przykładem jest Phil Collins - co ten gość robił, żeby stworzyć swoje solowe hity (a i działalność w Genesis - gdzie głównie tworzył Tony Banks - była owocna), to legenda :).
Osobiście uważam że obecne czasy są przekleństwem dla muzyki - nie jestem sentymentalny, ale poziom wykonastwa i wartości muzycznej piosenek choćby sprzed dekady jest dużo lepsza niż obecne "nuty". Dostępność narzędzi do tworzenia powoduje, że powstała cała armia amatorów - od totalnych, po takich co potrafią coś zrobić z gotowych sampli, kończąc na samoukach, którzy jakoś sobie poczynają. Ja pamiętam jeszcze czasy, gdzie temat softu to było tylko MIDI na Atari ST, dobre brzmienie=dobry instrument, a muzyką zajmowali się ludzie, którzy się znali na robocie.
Nie pomaga również gospodarka sterowana centralnie - mam tu na myśli fakt, że na światowej scenie POP liczy się aktualnie tylko kilka nazwisk. Przykład? Wchodzę dzisiaj do Empiku nawet i widzę postery "gwiazd POP" - i co? Lady Gaga, Kate Perry, Rihanna i 2 plakaty z JB :/. Wszystko. Kiedyś to chociaż był Jackson - niesamowicie utalentowany facet (takie kompozycje jak Heal The World - jego autorska kompozycja - do dzisiaj zachwycają po setnym przesłuchaniu, a smaczki na pewno są zasługą armii zawodowców, z jaką miał przyjemność pracować). Innym pozytywnym przykładem jest Toto - w gronie muzyków-instrumentalistów Olimp jeśli chodzi o jakość aranżów/kompozycji/wykonastwa.
Obecnie liczy się głównie profit, loud war, prostota w sensie negatywnym i niestety króluje bezguście i nadpodaż pseudo-hitów, a taki Diamonds to nie oszukujmy się - potężne budżety, które pociągają za sobą i sprzęt i wiedzę - jest to po prostu produkt, który na pewno się sprzeda... Popularny nie znaczy dobry - kwestia marketingu ;). Porównałbym to np. do tematyki gier komputerowych - taki Electronic Arts puszcza od dawna swoje serie sportowe (głównie Fifki) z różną ich jakością, ale ludzie to łykną jako najlepsza "gała" na rynku - a swego czasu mało znany ISS kopał jej tyłek równo i dokładnie. W dobie natomiast multum FPSów pojawiają się takie perełki jak np. Dark Souls i co? I ludzie tego chcą, bo jest to po prostu DOBRE, niemniej bardzo cicho o tej grze było wysoko w branży. Osobiście znajduję naprawdę dobre produkcje, które w świadomości "szarej masy" nie istnieją, radio zaś bombarduje "hitami"... Mam nadzieję, że zdolni ludzie nie przestaną robić dobrej muzyki i poziom wartości muzycznej (i wykonawczej) hitów wróci choćby do tego z lat 90-tych :). Ale czy to się sprzeda....