...
Gdy przy używaniu kilku synthów pojawiają się nieprzyjemne rezonanse, to zazwyczaj zmieniam aranż (ew. oktawę/skrajne eq), bo to pierwsza oznaka nienajlepszego zakomponowania....
Niekoniecznie. Wydaje mi się, że koledze chodziło o sytuację tego typu, że w spokojniejszej części A jest wszystko OK, instrumenty grzecznie siedzą w swoich pasmach i nie wchodzą sobie w drogę, a w ostrzejszej części B te same instrumenty zaczynają ze sobą walczyć. A to się zdarza. Bo przecież ze zmianą dynamiki gry zmienia się charakterystyka pasmowa instrumentu. Przy gęstym aranżu to jest problem. Czy autor właśnie to miał na myśli?
Koledzy podali różne sposoby, wszystkie są godne uwagi. Ja dorzucę jeszcze jeden. Zauważyłem, że częstym powodem takiej sytuacji jest brak planów w miksie - gitara akustyczna, pianino i syntezatorowy riff są z przodu i trwa między nimi bijatyka o uwagę słuchacza. Wtedy np. odsuwam pianino do tyłu - ściszam, daję mu mniej detali, robię dziurę w okolicach 300Hz (czyli niweluję efekt zbliżeniowy), dodaję nieco więcej pogłosu, mocniej kompresuję itd. Gitarę wysuwam bardziej do przodu – zostawiam więcej góry, a do reverbu dodaję szczyptę pre-delaya. A co z riffem syntha, który ma grać powiedzmy tak samo blisko jak gitara? Zadaję sobie pytanie, co jest w tym miksie ważniejsze – gitara czy riff? Jeśli riff to stosuję połączenie korekcji i multibandowego sidechainu i lekko „zgniatam” gitarę tam, gdzie pasma się nachodzą.