Jakie kity wciskacie swoim "połowicom" przy zakupie sprzętu?

Preferujemy sytuacje autentyczne. Humor skopiowany z zasobów internetu zupełnie nas nie interesuje.
Awatar użytkownika
macandroll
Posty: 506
Rejestracja: sobota 10 cze 2006, 00:00

Re: Jakie kity wciskacie swoim "połowicom" przy zakupie sprzętu?

Post autor: macandroll » środa 13 maja 2009, 00:15


**********************
Na wstępie przepraszam za zwroty per Ty. Jak mniemam jest kilkanascie lat różnicy między nami.

W roli sprostowania dziś producent muzyczny to nie tylko osoba o której Pan pisze, ale też ktoś kto robi kawalek od początku do końca. Od kompozycji przeez aranz po mastering, ktos mogacy palac w swoim domku, nie majacy pojecia o marketingu. I zdziwię Pana, ale nie pochodzę z towarzystwa HH-muzycznego ani niczego podobnego.

Wracając do sedna w pewnych kwestiach ma Pan rację, w innych moglibyśmy jak mniemam dyskutować bez konća i nie wiadomo czy ktokolwiek z nas przekonałby siebie nawzajem. Sprostuję tylko jedną sprawę odnośnie tego pożyczania pieniędzy. Nie jest to dla mnie żaden dowód wyższości wobec znajomych, albo coś, co mnie dowartościowuje. Po prostu wiem, że nie chcę się znajdować w podobnej sytuacji. Nie chcę i już i po to to zostało przeze mnie przytoczone. Dałem radę się zorientować, że niezależnie od tego co bym napisał i tak ma Pan pewne wyrobione o mnie zdanie. I zapewne wydaje się Panu, że moim szczęściem byłaby luksusowa rezydencja za kilkadziesiąt baniek. Nie, ale wiem jaka wizja prowadzenia życia mnie przeraża. Taka jak w przytoczonym przeze mnie przykładzie...

Ot co. A, że wcześniej też pozwoliłem sobie na kąśliwe uwagi, tu zacisnę zęby i gorąco pozdrowię.
Zapyziały materialista, gardzący wszystkimi związanymi z muzyką (łącznie z sobą)...
**********************
I tutaj muszę powiedzieć, że zaskoczyłeś mnie swoją kulturą. Chylę czoła.
Bo wyjść z dyskusji z twarzą to sztuka.
Na forum używamy zwrotów per Ty więc nie musisz przepraszać, bo niczym mnie nie uraziłeś.

Również należą Ci sie moje przeprosiny za przesadną egzaltację z mojej strony. Nie miałem wyrobionego zdania o Tobie (bo się nie znamy), a raczej o sposobie wypowiedzi.
Widać, że oceny bywają pochopne, a emocje czasem są złym doradcą. Bo potrafisz wypowiadać się również w inny sposób, a zmiana tonu jest oznaką klasy.

I co ważne, możemy mieć inne zdanie i zarazem siebie szanować.
Bo jest wiele dróg dojścia do celu.
W gruncie rzeczy nie różnimy się od siebie zbyt wiele. Z tym, że mi chodziło o dobrowolność wyboru przez innych i akceptowanie tych wyborów.
Sam również wiem co mnie przeraża i wiem do czego się nadaję, a do czego nie. Ale inni są inni.

P.S.- nie mam nic do kultury HH, ale niektórzy jej przedstawiciele źle służą innym, szczególnie na forach.
Ale ogólnie przecież to również działalność ducha.

Serdecznie pozdrawiam i cieszę się ze zgody.
Muzyk, gitarzysta

Awatar użytkownika
Pan_Jabu
Posty: 1190
Rejestracja: wtorek 29 maja 2007, 00:00

Re: Jakie kity wciskacie swoim "połowicom" przy zakupie sprzętu?

Post autor: Pan_Jabu » środa 13 maja 2009, 07:55

No, to skoro jest zgoda po zupełnie niepotrzebnej kłótni (bo to chyba normalne, że możemy mieć różne zdanie), to może ja dodam jeszcze coś od siebie. Poruszyliście tu nowy wątek - rodziców.

Ja akurat właśnie rodzicom zawdzięczam wszystko, co umiem. Nie dlatego, że mnie nauczyli, ale dlatego że mnie wspierali i zachęcali, a także - na miarę swoich marnych możliwości materialnych - "zapewniali narzędzia". Była duża bieda (to jeszcze był czas komuny), a moi rodzice sobie od ust odejmowali, żeby dzieciom jak najbardziej pomóc.

Z dzisiejszej perspektywy sądzę, że pomogli w najlepszy możliwy sposób. Nie dali konta wypełnionego kasą "na start" (bo nie mieli), tylko zapewnili bardzo solidną "wędkę" (wykształcenie, umiejętności), dzięki której dziś sam zarabiam na chleb, rodzinę oraz hobby. Po drodze bywało ciężko, ale to właśnie trudności hartują.

Awatar użytkownika
macandroll
Posty: 506
Rejestracja: sobota 10 cze 2006, 00:00

Re: Jakie kity wciskacie swoim "połowicom" przy zakupie sprzętu?

Post autor: macandroll » środa 13 maja 2009, 13:51

Oczywiścei patrząc na rodziców w taki sposób, to również zawdzięczam im bardzo wiele. To oni dwadziścia kilka lat temu kupili mi pierwszą gitarę.

Po drugie zawsze pakowałem się w kłopoty, a oni mnie wyciagali.
Co do wykształcenia to również dzięki im i ich systemowi wartości mogłem się rozwijać.

A to że muzykę uważali za hobby, a nie sposób na życie to inny temat. No może Matka w tajemnicy mnie wspierała, chociaż i tak nie był to dla niej materiał na zawód.
Ale takie mają prawo, bo to ich poglądy.
Oczywiście z czasem trochę zmienili zdanie.

Cóż moja mama inżynier elektronik była bardzo uzdolniona plastycznie. Ale nie poszła do liceum plastycznego, bo było w Gdyni, a to niby daleko było z Gdańska po wojnie :) Teraz to śmieszne, ale kiedyś...
Skończyła zwykłe liceum, a potem poszła na elektronikę ponieważ lubiła matematykę i to był dobrze rokujący zawód.
Efekt efektem męczyła się całe życie w fabryce telewizorów UNIMOR (dopóki nie zbankrutował) i tylko czekała na emeryturę (zdążyła przez rozpadem).
Teraz robi artystyczną biżuterię, szyje itd. Już nie maluje.

Czy żałuje? Pewno nie, bo miała spokojne życie. Ale z drugiej strony ten brak satysfakcji...
Życie to wybory i kompromisy. Każdy powinien wybrać sam, co dobre dla niego.
Muzyk, gitarzysta

Awatar użytkownika
Pan_Jabu
Posty: 1190
Rejestracja: wtorek 29 maja 2007, 00:00

Re: Jakie kity wciskacie swoim "połowicom" przy zakupie sprzętu?

Post autor: Pan_Jabu » środa 13 maja 2009, 13:58

A to że muzykę uważali za hobby, a nie sposób na życie to inny temat.

no, to właśnie u mnie było inaczej, bo rodzice zostawili ten wybór dzieciom, potrafili go uszanować i nie kontestować w _żaden_ sposób.

Mój brat postawił wszystko na muzykę, dziś jest zawodowcem. Ja zdecydowałem się na bardziej wszechstronne kształcenie :)

Rodzice w pełni akceptowali oba te wybory.

Awatar użytkownika
kamilb
Posty: 16
Rejestracja: wtorek 12 maja 2009, 00:00

Re: Jakie kity wciskacie swoim "połowicom" przy zakupie sprzętu?

Post autor: kamilb » środa 13 maja 2009, 15:09

Skoro mamy już złagodzoną sytuację, pozwolę sobie na dalsze sprostowania z mojej strony.

Wracając do poprzednich punktów dyskusji i o to gdzie najbardziej zawrzało --> przy pieniądzach, powiem, że nigdy i nigdzie nie napisałem, że pieniądz jest wyznacznikiem kariery, a to, że wspomniałem o problemie pieniędzy zostało najwidoczniej w ten sposób odebrane.
Przykład kolegi informatyka nie miał tu służyć za wzorowcową postawę życiową. Znająć go po prostu widzę, że jest szczęśliwy, ale nie dlatego, że POSIADA mnóstwo niepotrzebnych nikomu dóbr konsumpcyjnych, ale dlatego, że problemy finansowe go w ogóle nie dotyczą, ma ustabilizowaną sytuację rodziną, a znajduje też czas na swoją pasję. A jak chce sobie kupić jakieś studyjne zabawki, to kupuje bez wyrzutów sumienia i krzywych spojżeń żony, bo jest i na dom i na rodzinę i na (ekscentryczne dla niej, a niego nie) zabawki muzyczne. Przecież widać, że to nie był przykład w stylu "popatrzcie ludzie ile wy zarabiacie, a ile mój kolega", tylko obrazujący to, że jak ktoś narzeka na niskie zarobki i biadolącą partnerkę, to są inne drogi, które też pozwolą na pałanie się muzyką tylko w mniejszym zakresie czasowym.

Nigdy nie powiedziałem, że świat ma rację i dobrze, że żony gnębią swoich mężów muzyków. Jeżeli oboje są szczęśliwi, to nic nikomu do tego, ale jeżeli partnerka nie podziela pasji partnera i jeszcze przed ślubem była to sytuacja zauważalna, to później nie widzę sensu w narzekaniu na etap końcowy. Ale to też kwestia wyborów życiowych i hierarchii wartości. Jeżeli u kogoś na pierwszym miejscu stoi muzyka, to niech nie narzeka na pieniądze i nieszczęście w miłości, bo swój cel cały czas realizuje i obcuje z najwyżej cenioną przez niego wartością.
Czy zdecydowałbym się na rozwód, rozbicie życia rodzinnego, życie w samotności etc. etc. dla muzyki? Nie, zdecydowanie nie. U mnie to wygląda mniejwięcej tak:

1. Rodzina / Partnerka
2. Dom + samochód + poczucie bezpieczeństwa i brak obawy o jutro
3. Muzyka

Pominąłem w tej gradacji inne abstrakcyjne wartości jak szczerość, przyjaźń itp. żeby nie robić zbyt dużego miszmaszu.

Miałem w życiu krótki okres czasu, w którym chciałem realizować się muzycznie, tylko muzycznie i gdybym na to się zdecydował, to mimo wszystko mając przed sobą 2 alternatywy - rozwód / ograniczenie swojej pasji, to zdecydowałbym się na to 2gie. Mimo wszystko dla mnie muzyka jakkolwiek piękna by nie była, nie jest w stanie sprawić abym wyrzekł się kochanej przez siebie osoby i porzucił wspólne życie z nią. Muzyka (dla mnie) jest wytworem ludzkim i obojętnie jakich będzie dostarczała stanów uniesienia podczas jej tworzenia, odtwarzania czy po prostu słuchania, nie jestem w stanie pokochać jej bardziej niż kochaną przeze mnie osobę.

9009man
Posty: 165
Rejestracja: środa 28 kwie 2004, 00:00

Re: Jakie kity wciskacie swoim "połowicom" przy zakupie sprzętu?

Post autor: 9009man » środa 13 maja 2009, 16:42

...A to że muzykę uważali za hobby, a nie sposób na życie to inny temat.

no, to właśnie u mnie było inaczej, bo rodzice zostawili ten wybór dzieciom, potrafili go uszanować i nie kontestować w _żaden_ sposób.

Mój brat postawił wszystko na muzykę, dziś jest zawodowcem. Ja zdecydowałem się na bardziej wszechstronne kształcenie :)

Rodzice w pełni akceptowali oba te wybory....
**********************
chlopaki.....

zamiast pisac te wypracowania byscie juz i po songu skonczyli !!!

muzyke robic a nie klocic sie !

co za narod...klotliwy

liberum veto is dead


peace

Awatar użytkownika
macandroll
Posty: 506
Rejestracja: sobota 10 cze 2006, 00:00

Re: Jakie kity wciskacie swoim "połowicom" przy zakupie sprzętu?

Post autor: macandroll » środa 13 maja 2009, 17:11

OK, tak napisany światopogląd jest o wiele bardziej akceptowalny.

Ale są osoby dla których muzyka jest nr.1
Kobiety przychodzą i odchodzą, a ona pozostaje.
Muzyka często była przed żoną, razem z nią i po niej będzie.
Zresztą wiele osób raczej ma więcej niż jedną partnerkę w ciągu życia. I trudno by dla każdej rzucał swoją życiową pasję.
Jeśli dla kogoś muzyka jest integralną częścią osobowości, to trudno aby ktoś wykastrował swoją istotę na życzenie.
Jeśli jest tylko hobby, to nie ma problemu. Można zacząć zbierać znaczki, czy jeździć na zakupy z żoną. Wszystko jest kwestią wewnętrznego systemu wartości.

Gdyby mnie kobieta szantażem emocjonalnym zmuszała do rzucenia muzyki, to bym kobietę rzucił, albo znienawidził, bo ta część jest moją autonomią, sensem i istotą. Jesli tego nie rozumie, to znaczy, że ma mylne wyobrażenie mojej osoby i tak naprawdę kocha kogoś kim nie jestem i nie potrafiłbym być. Tzn. potrafiłbym może, ale nie żył bym w harmonii i był nieszczęśliwym.
A nie potrafię żyć z kimś kto by mnie unieszczęśliwiał.

Gdy ludzie się poznają mają jakieś pojęcie z kim się wiążą, tyle, że nie znaczy to że w czasie nie zmieni im sie zdanie czy ich potrzeby, system wartości itd.

Kiedyś był taki filozoficzny temat: czy artysta powinien sie żenić.
Można się domyslać, że opinie mogą być przeróżne.

Ale meritum jest takie, że każdy ma prawo do szczęścia i do miłości.
Trzeba dobrze dobierać związki, ale nawet to nie gwarantuje niczego.
Ludzie się zmieniają, popełniają błędy do których często nie chcą się przyznać, albo ich nie widzą, istnieją pokusy, podszepty życzliwych- czy po prostu prozaiczne wypalenie sie miłości.

Miałem wiele kobiet w swoim życiu, ale dla żadnej nie rzuciłbym muzyki. Nigdy.
Miałem czas gdy byłem tak zajęty, że nie miałem czasu na granie, albo byłem zbyt zmęczony, bo w pogoni za pieniądzem... NIkt mi nie zabraniał grać, ale nie miałem siły lub moją bolała głowa...
Ale tak nie umiem, bo stawałem się wrakiem. Powiem jedno- nie było warto. Kobieta którą kochałem nie była tego warta!
A co gorsza zmarnowałem najlepsze lata na rozwój przez dwie kobiety.
Z pierwszą przez dwa lata imprezowałem i kisiłem się w pseudo artystycznym światku, gdzie sztuka jak się okazało kończyła sie na deklaracjach i hedonizmach, ale kobieta mogła się pokazać i być piękną. A po tej byłem z następną, gdzie dałem sie wmanewrować w maszynkę do robienia pieniędzy, a ona sama piłowała paznokcie i miała głównie roszczenia. Tak zniknęło mi 5 ważnych lat i wytrąciło to mnie z formy.
Nie było warto... no może poza hedonistycznymi doznaniami :)

Ale są różni ludzie i mają różne cele.
Zbyt wiele w życiu musiałem walczyć by grać, aby zabrała mi to kobieta czy inna nawet ukochana osoba. Aby miłość miała sens musi być relacja zwrotna. Jeśli ktoś mnie pokochał, to również moją duszę muzyka.

A teraz żyję w harmonii, w miłości, mam wystarczającą ilość pieniędzy i zadowalający mnie sprzęt.
Tylko lat przybywa :)
Muzyk, gitarzysta

Awatar użytkownika
kamilb
Posty: 16
Rejestracja: wtorek 12 maja 2009, 00:00

Re: Jakie kity wciskacie swoim "połowicom" przy zakupie sprzętu?

Post autor: kamilb » środa 13 maja 2009, 17:27

Gdyby mnie kobieta szantażem emocjonalnym zmuszała do rzucenia muzyki, to bym kobietę rzucił, albo znienawidził, bo ta część jest moją autonomią, sensem i istotą. Jesli tego nie rozumie, to znaczy, że ma mylne wyobrażenie mojej osoby i tak naprawdę kocha kogoś kim nie jestem i nie potrafiłbym być.
**********************
Ale cały czas mówię nie o rzuceniu muzyki tylko jej ograniczeniu... Po to żeby żyło się trochę łatwiej.

Awatar użytkownika
macandroll
Posty: 506
Rejestracja: sobota 10 cze 2006, 00:00

Re: Jakie kity wciskacie swoim "połowicom" przy zakupie sprzętu?

Post autor: macandroll » środa 13 maja 2009, 17:30

Nie no, ograniczenie to co innego, bo właśnie tak żyję, jak i wielu tutaj.
Co nie zmienia faktu, że własnie dla tej ograniczonej części żyję.
Muzyk, gitarzysta

Awatar użytkownika
Tasiorowski
Posty: 543
Rejestracja: poniedziałek 03 gru 2007, 00:00

Re: Jakie kity wciskacie swoim "połowicom" przy zakupie sprzętu?

Post autor: Tasiorowski » środa 13 maja 2009, 18:55

Miałem wiele kobiet w swoim życiu, ale dla żadnej nie rzuciłbym muzyki. Nigdy.
Miałem czas gdy byłem tak zajęty, że nie miałem czasu na granie, albo byłem zbyt zmęczony, bo w pogoni za pieniądzem... NIkt mi nie zabraniał grać, ale nie miałem siły lub moją bolała głowa...
Ale tak nie umiem, bo stawałem się wrakiem. Powiem jedno- nie było warto. Kobieta którą kochałem nie była tego warta!
A co gorsza zmarnowałem najlepsze lata na rozwój przez dwie kobiety.
Z pierwszą przez dwa lata imprezowałem i kisiłem się w pseudo artystycznym światku, gdzie sztuka jak się okazało kończyła sie na deklaracjach i hedonizmach, ale kobieta mogła się pokazać i być piękną. A po tej byłem z następną, gdzie dałem sie wmanewrować w maszynkę do robienia pieniędzy, a ona sama piłowała paznokcie i miała głównie roszczenia. Tak zniknęło mi 5 ważnych lat i wytrąciło to mnie z formy.
**********************
J miałem podobnie. w pierwszej klasie liceum kupiłem sobie perkusję. Grałem ciągle, robiłem postępy. w klasie maturalnej zacząłem chodzić ze swoją ówczesną miłością. Po roku czasu nagle przestało mi się chcieć grać, przecież trzeba myśleć o poważnych sprawach. Po liceum poszedłem do wojska, bo nie dostałem się na wybrane studia, a ja nie uznaję uczenia się byle czego, byle papier. Wojsko było całkem fajną przygodą, mało brakowało, a zostałbym tam na stałe. Rodzina cisnęła, dziewczyna też, to był jeszcze słabe czasy i fucha podoficera żandarmerii nawet mi się wydawała atrakcyjna. Z przyczyn powiedzmy moralnych olałem to zajęcie i poszedłem do cywila. Po wojsku dostałem się na studia i zacząłem standardowe życie studenta dziennego historii, debaty przy piwie i patologiczne picie w akademikach W tamtym czasie moja pani coraz mocniej naciskała, żebym rzucił studia dzienne i poszedł na zaoczne. Między nami było coraz gorzej, bo ona już chciała być taką dostojną, poważną osobą. Żebyśmy mieli auto, żeby w towarzystwie błyszczeć, jeździć na grille i domki. Zaczynało mi czegoś w życiu brakować... Perspektywy mieliśmy fajne, dostałem mieszkanie w spadku, więc swój ( mój ) kąt mieliśmy. PLan był, aby pojechać do GB na rok, odłożyć kasę na meble, auto i jakiś start, wprowadzić się i pewnie chajtnąć. Mama powiedziała, że mieszkanie na mnie przepisze, jeśli sobie opłacę notariusza... Byłem puściutki, więc rzuciłem studia, poszedłem do pierwszej lepszej pracy ( MAKRO ) żeby zarobić na 2 kartki papieru... Nagle odezwałą się koleżanka mojej dziewczyny i zaproponowałą nam, że nas ściągnie oboje do GB, pomoże w pracy i zakwateruje u siebie, bo z chłopakiem tylko mieszkała i miała wolny pokój. Mój pomysł był taki, że ona jedzie pierwsza, ja dopełniam spraw notarialno finansowych ( trzeba było znaleźć najemcę, wziąść za rok z góry ( oczywiście z upustem bo nie miałem na bilet) i dojechać po MAX 2 miesiącach... byliśmy 4 lata ze sobą i nie dojechałem już do niej.. Dostałem fajną pracę asystenta zarządu, woziłem się służbowym mercem i wprowadziłęm się sam, wziąłem sobie kumpla współlokatora. Przez rok chlania, sprowadzania panienek i wizyt dzielnicowego, opanowałem podstawy programów DAW, czytałem wszystko co się dało. Przełomem był kupiony wcześniej, wspomniany w poście z początku wątku sterownik midi, o który oczywiście była zadyma. POtem chatę sprzedałem i blablbla - jak ktoś chce, to niech sobie spojrzy na początku tego wątku. Dzisiaj spowrotem mieszkam z rodzicami, ale zajmuję się ZAWODOWO realizacją dźwięku, finansowo powodzi mi się tylko nieco gorzej, niż wtedy - ale robię to co kocham i to mi rekompensuje wszystko. Perspektywy są dobre, idzie wszystko do przodu, żeby nie powiedzieć że gna, a jak zrzucę z 20 kilo, to i może jakaś przyszła żona się znajdzie
Mocny Pecet + Laptop, Presonus FIRESTUDIO + DIGIMAX FS, TC M One XL, TC HELICON VIOCEWORKS, ALESIS 3630, MXL 2006 + 770, SE 3 Stereo Pair, Sontronics SIGMA, Shure SM 57, 81, Audio-Technica - ATM 650 x 3, ATM 250 DE, ATM 450, APS AEON, E-MU PM 5, AKG 141

ODPOWIEDZ