...mam pewne wątpliwości odnośnie poszukiwania ew. wydawcy w USA. Wraz z zespołem podpisaliśmy umowę menadżerską z pewnym menadżerem z Los Angeles, w której ustaliliśmy, że on (będący byłym pracownikiem jednej z wiekszych wytworni) zobowiazuje sie do znalezienia wydawcy i doprowadzenia do kontraktu, z czego wg. umowy ma 30% za każdy dochód z tym związany. W umowie jest jasno okreslone, ze wszelkie prawa autorskie naleza do zespołu.
I tutaj pojawia się pytanie - jak jest w praktyce jeśli chodzi o prawa autorskie w USA? Czy jesli np. wysłałbym utwór do jakiejś wytworni i nie wspomniał, że jest zarejestrowany (bo nie jest) na mnie - to czy istnieje realna możliwość by ktoś z tej wytwórni mi ten kawałek "rąbnął"?
Prawdę powiedziawszy wszystkie wątpliwości powinien rozwiązać Twój menago. Po to go chyba wynająłeś. Skoro mu nie ufasz to zwolnij go!!
Nie ma znaczenie gdzie, przez kogo i jak dzieło zostało zarejestrowane. Zresztą nie istnieje takie pojęcie jak rejestracja dzieł. Słyszałeś może by malarz biegał gdzieś ze swymi płótnami by rejestrować obraz, albo pisarz by rejestrować rękopis?
To co rozumiesz przez rejestracje to nic innego jak powierzenie swojego dzieła w organizacji zajmującej się zbiorowym zarządzaniem prawami autorskimi - czyli przykładowo polski ZAiKS lub jego zachodnie czy wschodnie odpowiedniki. Powierzenie dzieła w zarząd nie ma nic wspólnego z uznaniem autorstwa. Organizacje takie (ZAiKS i podobne) nie poswiadczają autorstwa. Każdy może powierzyć w zarząd jakąkolwiek piosenkę. Organizacje te świadczą na rzecz twórców usługi związane ze zbieraniem tantiem i nic więcej. Nie istnieje żadna organizacja bądź biuro poświadczające autorstwo. Autorem zawsze jest ten kto podaje się za autora. Podszywanie się pod cudzą twórczość jest ścigane na wniosek pokrzywdzonego. Sprawy sporne w sprawie autorstwa rozstrzyga się w sądzie!
Tak więc zawsze istnieje możliwość, że ktoś Ci kawałek rąbnie. Nie ma żadnego znaczenia czy jest ten kawałek zarejestrowany w ZAiKSie czy też w przykładowo ASCAP. Jeśli ktoś kawałek Ci rąbnie czyli przywłaszczy sobie autorstwo do nie swojego dzieła to jedynym wyjściem jest wytoczyc wówczas sprawę sądową. Na takiej sprawie zainteresowane strony przedstawiają dowody świadczące o autorstwie. Przykładowo umowy z muzykami sesyjnymi obecnymi podczas nagrań, umowy ze studiem, zapisy sesji, zapisy zgrań i międzyzgrań, powoływani są świadkowie mogący poświadczyć, że ten a ten jest autorem bo grał taką to a taką piosenkę na koncertach kilka lat temu itp itd.
Polskie prawo stanowi, że utwór podlega ochronie niezależnie od spełnienia jakichkolwiek formalności. Czyli nic nie trzeba robić by nasze dzieło podlegało pełnej ochronie. Identycznie jest na świecie. Jeżeli ktoś coś stworzy to znaczy, że ten ktoś jest autorem a jego dzieło z chwilą stworzenie jest chronione.
Aha, utwór, który zamierzam wysyłać jest bardzo komercyjny. stąd też moje watpliwości.
Jeszcze raz powtórzę, zatrudnij manago któremu ufasz. Ty nie możesz mieć wątpliwości, masz grać i tworzyć. To menago ma się zając Twoimi sprawami i to on powinien się poruszać w świecie wydawniczym. Jeśli na samym początku współpracy masz wątpliwości to znaczy, że ta współpraca nie ma sensu!
Pytanie może brzmi głupio, ale rozmawiałem ze znajomym, który twierdzi, że kiedyś miał taką sytuację, że ktoś miał mu pomóc w wydaniu muzyki w stanach - a w rzeczywistosci zarejestrował muzyke na siebie i kolega został na lodzie.
To albo opowieści rodem z mchu i paproci albo kolega jest niespełna rozumu. Po pierwsze co zarejestrował i gdzie. Jak pisałem wyzej nie istnieje biuro rejestracji utworów czy coś podobnego. Jedyne co mógł zrobić to zarejestrować w organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi cudze utwory. To nic niezwykłego. Poświadczył ten ktoś nieprawdę, złożył fałszywy formularz i już. Na podstawie takiego złożonego formularza wszystkie tantiemy owa organizacja przekazuje temu kto w tym formularzu jest wymieniony. Jak już wspomniałem organizacja takowa nie sprawdza kto jest autorem dzieła bo po pierwsze nie obchodzi ich to a po drugie nie jest do tego umocowana prawnie.
Tak więc wytacza się sprawę o przywłaszczenie autorstwa, przedstawia się dowody, świadków, umowy itp. Wygrywa się sprawę, sąd określa do kogo należy autorstwo - dodatkowo odszkodowanie zawsze jest zasądzane (i to wysokie).