Koronawirus vs muzycy/realizatorzy - stan faktyczny?
: piątek 27 mar 2020, 08:07
Muszę założyć ten wątek, gdyż mam zbyt dużo niepokojących sygnałów z branży i jestem ciekaw, jak sytuacja u Was i jak sobie z tym radzicie. Jasnym jest, że branża wstrzymała oddech, kto ma imprezę zabookowaną powiedzmy na koniec kwietnia/maj, jeszcze się wstrzymuje z jej odwołaniem czekając na to, co będzie. Marzec i kwiecień jeśli chodzi o "joby" krótkoterminowe leży i kwiczy i generalnie sygnały są niewesołe.
Wiem że temat jest dość drażliwy, ale cóż - podzielmy się doświadczeniami. Z moich stron właściciel dużej agencji eventowej (zresztą niejeden) już szuka odpowiednich "optymalizacji" finansowych bo widzi co się święci, ale to duży gracz i może sobie pozwolić na przestój - czytałem opinię, że naprawdę duże firmy mogą wytrzymać do pół roku, wiąże się to z półrocznym budżetem i sporym zapasem kapitału.
Gorzej mają freelancerzy - jednak wszyscy, których znam (no, może poza jednym) mają etat i jakoś się "przebujają" przez ten czas. Mówię tu jednak o muzykach/wokalistach, kłopot mają tancerze, konfenansjerzy itd. Nawet ludzie grający w filharmoniach i żyjący w 100% z muzyki odkryli nagle talenty do innych prac zawodowych - niestety mało kto miał zgromadzone jakieś większe oszczędności i wszyscy podkreślają że miesiąc, góra dwa da się wytrzymać i drugi kwartał jest stracony jeśli chodzi o imprezy biletowane/planowane, natomiast jeśli okres jesienny będzie "w plecy", to nastroje są bardzo czarne.
Ciekawy jestem natomiast, jak sprawa się ma u realizatorów - jeden znajomy mówi, że robią zgrywki na solo, czyli chłopaki wymieniają się, oczywiście z zachowaniem wszelkich środków ostrożności, drugi przyznał, że ma odwołanych już kilka sesji i że każdy się boi. Magicznym terminem jest "do Świąt, a potem zobaczymy". Tyle że ten pierwotny termin "zamrożenia" był do 27 marca, teraz do 12 kwietnia i trudno w oparciu o takie dane planować kalendarz.
Jak radzicie sobie z ew. odwołanymi imprezami (klauzule w umowie, ew. przesunięcia) i jak to wygląda u Was? Ja osobiście gram na eventach, sporadycznie w restauracjach/hotelach czy na jakichś bankiecikach i temat zamarł - zero zleceń, choć były dwie duże imprezy na początku kwietnia. Wszystko jest załatwiane przez managera albo pośrednika, zaś joby "detaliczne" zostały odwołane (wszelkie knajpy/restauracje są zamknięte). Prowadzę nawet korepetycje z gry na pianinie i chwilowo mam je "zamrożone", choć - o dziwo - nie ma problemu z robieniem lekcji angielskiego, które również prowadzę, oczywiście w maseczkach itd . Do tego mam etat na czas nieokreślony więc po prostu z mojej perspektywy nie mam "boków" i przeżyję - ale wiele osób poinwestowało w sprzęt, miało rozpisany już kalendarz itd.
Podzielcie się nastrojami, spostrzeżeniami i sytuacją u Was - być może nie jest tak źle, jak to rysują w niektórych artykułach na pewnych portalach internetowych i życie artystyczne po cichutku gdzieś tam się tli .
Wiem że temat jest dość drażliwy, ale cóż - podzielmy się doświadczeniami. Z moich stron właściciel dużej agencji eventowej (zresztą niejeden) już szuka odpowiednich "optymalizacji" finansowych bo widzi co się święci, ale to duży gracz i może sobie pozwolić na przestój - czytałem opinię, że naprawdę duże firmy mogą wytrzymać do pół roku, wiąże się to z półrocznym budżetem i sporym zapasem kapitału.
Gorzej mają freelancerzy - jednak wszyscy, których znam (no, może poza jednym) mają etat i jakoś się "przebujają" przez ten czas. Mówię tu jednak o muzykach/wokalistach, kłopot mają tancerze, konfenansjerzy itd. Nawet ludzie grający w filharmoniach i żyjący w 100% z muzyki odkryli nagle talenty do innych prac zawodowych - niestety mało kto miał zgromadzone jakieś większe oszczędności i wszyscy podkreślają że miesiąc, góra dwa da się wytrzymać i drugi kwartał jest stracony jeśli chodzi o imprezy biletowane/planowane, natomiast jeśli okres jesienny będzie "w plecy", to nastroje są bardzo czarne.
Ciekawy jestem natomiast, jak sprawa się ma u realizatorów - jeden znajomy mówi, że robią zgrywki na solo, czyli chłopaki wymieniają się, oczywiście z zachowaniem wszelkich środków ostrożności, drugi przyznał, że ma odwołanych już kilka sesji i że każdy się boi. Magicznym terminem jest "do Świąt, a potem zobaczymy". Tyle że ten pierwotny termin "zamrożenia" był do 27 marca, teraz do 12 kwietnia i trudno w oparciu o takie dane planować kalendarz.
Jak radzicie sobie z ew. odwołanymi imprezami (klauzule w umowie, ew. przesunięcia) i jak to wygląda u Was? Ja osobiście gram na eventach, sporadycznie w restauracjach/hotelach czy na jakichś bankiecikach i temat zamarł - zero zleceń, choć były dwie duże imprezy na początku kwietnia. Wszystko jest załatwiane przez managera albo pośrednika, zaś joby "detaliczne" zostały odwołane (wszelkie knajpy/restauracje są zamknięte). Prowadzę nawet korepetycje z gry na pianinie i chwilowo mam je "zamrożone", choć - o dziwo - nie ma problemu z robieniem lekcji angielskiego, które również prowadzę, oczywiście w maseczkach itd . Do tego mam etat na czas nieokreślony więc po prostu z mojej perspektywy nie mam "boków" i przeżyję - ale wiele osób poinwestowało w sprzęt, miało rozpisany już kalendarz itd.
Podzielcie się nastrojami, spostrzeżeniami i sytuacją u Was - być może nie jest tak źle, jak to rysują w niektórych artykułach na pewnych portalach internetowych i życie artystyczne po cichutku gdzieś tam się tli .