Piękna dyskusja się wywiązała... Właściwie mogła by trwać ona w nieskończoność, koniec końców każdy będzie bronił swoich racji, przedstawiając takie i owakie argumenty. Trudno pogodzić ze sobą zwolenników "starych analogowych klamotów" i entuzjastów software. Nie do końca wiadomo, dokąd zmierza przyszłość elektronicznych instrumentów; czy hardware będzie niemal zupełnie wyparty przez software? Czy za kilkanaście lat syntezatory analogowe i inne precjoza służące generowaniu dźwięku, będzie można zobaczyć li tylko w muzeum, lub u kolekcjonerów staroci? Syntezatory, czy samplery software'owe mają swoje niezaprzeczalne zalety, największą jest łatwość ich obsługi, stabilność (wiadomo, że klasyczne "analogi" miewają swoje odchylenia, z reguły związane z ich podeszłym wiekiem), spadające w wyniku coraz większej popularności ceny... Można by wymieniać jeszcze długo. Stare syntezatory mają za to niemal wyłącznie same wady; zajmują dużo miejsca, pożerają prąd, psują się, trzeszczą, charczą i szumią, mają stosunkowo ograniczone możliwości i (choć nie do końca się z tym zgodzę) - "oklepane" brzmienia. Ich jedyną, ale największą zaletą jest coś, rzecz trudno uchwytna i ciężka do określenia; można by ją zdefiniować jako "muzykalność i kreatywność".
Osobiście widzę jeszcze jeden aspekt poruszanego tematu. Wiele osób wychwala pod niebiosa "wtyczki VST" z zupełnie innego powodu. "Instrumenty wirtualne" (te na prawdę dobre) tanie nie są. Syntezator analogowy stojący u kolegi ukraść raczej trudno, natomiast Cubase VST (bądź inny "kombajn") i setki plug-in'ów, można w ciągu kilku godzin ściągnąć z internetu, zainstalować na mocnym PC i... mieć w domu wirtualne ARPy, MOOGi i wiele "innego dobra" - zupełnie za darmo. Wystarczy jeszcze jakakolwiek klawiatura sterująca, interface MIDI (najpopularniejszy w Polsce, czyli przejściówka do portu Joystick'a), tania karta dźwiękowa i... mamy to samo (to samo ?). Mam jednak nadzieję, że wśród piszących na tym forum, nie ma ani jednej osoby, która postępuję w ten sposób. Lecz z drugiej strony, jestem absolutnie pewien, że jest to w 95% powód olbrzymiego sukcesu wszelakich programowych generatorów dźwięku, nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie...
Osobiście NIGDY nie myślałem poważnie o użyciu jakichkolwiek instrumentów, zbudowanych z tysięcy linijek kodu w C++. Raz, że ani przez moment nie potrafktowałem "blaszaka" jako urządzenia zdolnego do czegoś więcej niż odbieranie poczty, czy przeglądanie stron www (no, może trochę przesadzam...), dwa (co wynika z powyższego), pracuję (przede wszystkim, ale nie tylko, o czym będzie dalej) na Atari TT i Cubase 3.01 wyłącznie w MIDI (a pracujący na 19' monitorze mono Cubase 3.01 + Atari TT jest najwspanialszym sekwenser MIDI na świecie), więc za bardzo nie miał bym gdzie instalować owych "cudownych wtyczek", a trzy, mając do dyspozycji sporą baterię klasycznych instrumentów, nie potrzebuję żadnego software ponad Cubase 3.01 + Audicity i kilka innych freeware'owych narzędzi do masteringu na "pececie", do którego poprzez prostą kartę Soundblaster MP3+ (która służy głównie jako interfejs TOS/Link) trafiają cyfrowo dane ze starego DAT Sony DTC-690.
Stare instrumenty może i są toporne, ale nie wyobrażam sobie póki co pracy w "srodowisku wirtualnym". Choć nie jestem aż tak ortodoksyjny i kto wie, może w przyszłości (gdy rozsypią się definitywnie moje kilkunastoletnie synthi) polubię NAWET syntezatory programowe. Ale póki co zostaję przy tym, co oferują "antyki"
Pozdrawiam
Paweł Starczewski
vel DREAMHOST