Moim najbardziej nieudanym zakupem był Roland D-10. Sprzedawca twierdził, że to praktycznie to samo co D-50, a ja mu uwierzyłem… Niestety bardzo się mylił. D-10 to chudzinka. Po paru miesiącach sprzedałem (za tyle samo co kupiłem) i dołożyłem do D-50, którego mam zresztą do dziś.
Inna rzecz, która była w pewnym sensie pomyłką to Amiga. To świetny sprzęt, mam do niego wiele sentymentu do dziś. Zresztą założę się, że połowa forumowiczów zaczynała tak samo jak ja - na początku lat 90. w 4-ścieżkowym Protrackerze. Problem w tym, że ja się trzymałem Amigi przez następne 10 lat! :) W pewnym momencie zmieniłem model na Amigę 4000, tylko po to, żeby móc z kolei nabyć kartę dźwiękową, później musiałem się zaopatrzyć w kartę turbo, bo wszystko chodziło za wolno, następnie przełożyć całość do obudowy tower, bo w desktopie miejsca brakło itede, itepe. Pamiętam też jak miksowałem pewien kawałek. Do podkładu, który był zrobiony na wielokanałowym trackerze DigiBoosterPro (odpowiednik pecetowego FastTrackera) dołożyłem żywe gitary, a całość montowałem w takim prymitywnym wielośladzie. Dość powiedzieć, że na wygenerowanie pogłosu na gitarze czekałem chyba z godzinę (bez przesady), a render całości zajmował drugie tyle! :) Wtedy coś mnie olśniło i w 2002 kupiłem PC. Zdałem sobie wówczas sprawę, że nic nie wiem o VST, a ostatnie lata przespałem – dawni koledzy Amigowcy wydawali już płyty, koncertowali, a ja musiałem uczyć się wszystkiego od zera. No ale nie ma tego złego :)