Ostatnio dosc mocno zrazilem sie sposobem zasilnia polskich przedstawicieli znanych koncernow audio w sprzet. Otoz sprawa wygladala w nastepujacy sposob, ze probowalem zamowic kilka produktow marki C i ... i gdzie bym nie zadzwonil, to niczego nie ma, a jesli juz jest to tylko produkt zupelnie chinski z najnizszej polki. Nie wiem, czy to jest tak bardzo wlasciwe, by autoryzowani dealerzy nie mieli na stanie magazynowym choc jednego egzemplarza kazdego z produktow. Wszystko byloby OK, gdyby mozna bylo zamowic i w rozsadnym terminie (a przede wszystkim wiadomym) moc otrzymac to urzadzenie. Tymczasem ani terminy dostaw nie sa do konca jasne, a 100-procentowej pewnosci, czy dany przedmiot sie tam znajdzie tez nie ma. Czy Polski narod jest az tak bublarskim narodem, ze nie sprzedaje sie w nim niczego zawodowego, tylko same chinskie substytuty?! Napisalem to, poniewaz wiekszosc "chinczykow" lezy dostepna w kazdej chwili (z pewnymi nielicznymi wyjatkami) a o czyms bardziej wysublimowanym pozostaje tylko w naszym pieknym kraju myslec, zachwycac sie i ogladac na stronie producenta albo (wersja ekstremalna) po prostu zamowic i czekac i obserwowac przyrost kolejnych decymetrow brody. W Niemczech rzecz to nie do pomyslenia - wchodzi sie do sklepu muzycznego i wszystko mozna pomacac, sprobowac a nawet kupic :) , a u nas nawet wylaczni dealerzy nie moga pochwalic sie posiadaniem urzadzenia "x". W zaistnialej sytuacji pozostaje tylko dac zarobic niemieckiemu handlowcowi, mimo najszczerszych checi wobec wspierania rodzimych, polskich przedsiebiorcow-handlowcow itp. SZKODA
