Post
autor: Ptaszyna » piątek 25 lis 2005, 00:51
Latwo sobie gdybac kiedy nie pracuje sie w sklepie albo o zgrozo, nie jest jego wlascicielem. Sam zajmuje sie dzialem gitarowym w jednym ze sklepow od 2 lat... Podstawowa zasada sklepu to kupic taniej, sprzedac drozej - z zyskiem. Zysk idzie na oplacenie pomieszczenia, pradu, telefonu, w moim przypadku okolo 3000zl miesiecznie, pracownicy - jeden na stale, 2 na pol etatu, niecale 2000 miesiecznie netto! Powinno jeszcze szefowi cos zostac na zycie i utrzymanie rodziny nie mowiac o inwestycjach.
Sprzet, ktory stoi w sklepie jest jego wlasnoscia, nie jest wypozyczony, trzeba bylo za niego zaplacic zywe pieniazki np wyjete z banku na %. Kiedy uszkodzeniu ulega gitara, np odprysk lakieru szef na swoj koszt zawozi ja da lutnika, pierdolki zwiazane z elektryka naprawiam sam. Przy dzisiejszej jakosci (raczej checi klientow do jak najtanszych zakupow i zwiazanym z tym wytanianiem produkcji) ciagle jest cos do poprawy, urwana masa przy potencjometrach, zimne luty, przerywajace gniazdo, 7 z 12 koleczkow w gitarze akustycznej itd. Wspominalem o dziurach w tylnych deskach gitar klasycznych? Kiedy klient zdejmuje gitare z haka obija przy jej pomocy dwie sasiednie albo nabija na statyw mikrofonowy. Gitar na statywach i hakach mamy srednio 150. Pekniete struny wymieniam na okraglo, zwlaszcza w gitarach klasycznych. Czesto za przesylke towaru od importera placi sklep. Sa towary, na ktorych marza wynosi 15% a placilo sie za przesylke, przychodzi klient i domaga sie 10 czy 15% rabatu. Moge tak dlugo jeszcze...
Nie jest prawda, ze klient ma zawsze racje.
Pewien bardzo upierdliwy osobnik, ktorego chyba nigdzie indziej nie obsluguja, przyszedl niedawno z pandora, ktora sprzedalem mu chyba 8 miesiecy temu. Kupil po tym jak przetestowal moja, osobista, ktora mu pozyczylem. Przyszedl i mowi, ze nagle zaczela szumiec no to my dajemy mu nowa na czas naprawy a on wraca i mowi, ze ta tez jest uszkodzona bo szumi. Przynosze do sklepu swoja, porownujemy, wszystkie 3 szumia tak samo. Coz, jego zdaniem wszystkie 3 sa uszkodzone, w tym jedna nowa i jedna moja... Odsylamy na nasz oczywiscie koszt ta domniemanie uszkodzona do serwisu. Klient przychodzi z zona dowiedziec sie jak sie sprawy maja, ja glupi mowie przyjaznie o swoim zyciowym doswiadczeniu, ze zdaza mi sie na cos nie zwrocic uwagi a dopiero po jakims czasie zauwazyc na to klient wydziera sie stojac blisko i patrzac gleboko w oczy: "panie Radku, to tak jakby pan powiedzial, ze moja zona jest mezczyzna". Tu mozna by jeszcze wtracic zdanie nt importerow czy serwisow, przy poprzedniej wizycie umawiamy sie, ze do okreslonego terminu sprawa zostaje rozwiazana, mowimy o tym klientowi. Termin mija, klient przychodzi, Pandory nie ma, dzwonimy, pytamy co z nia, czy naprawiona, czy sprawna i slyszymy, ziew i ze kolegi, ktory sie zajmuje serwisem nie ma, ze wlasciwie to jest chory na ptasia grype i ze bedzie za 2 tygodnie. Wlasciwie naprawa gwarancyjna moze potrwac 2 miesiace ale szef oddal pieniazki klientowi, narazie z wlasnej kieszeni. Albo tansza seria kabli PW, przychodzi klient z uszkodzonym, daje mu nowy i juz. Potem dzwonie do importera i slysze, ze tej najtanszej serii to oni nie wymieniaja bo wymieniaja tylko te drozsze, ta tania moge sobie do stanow odeslac. Od tamtej pory nie mam ich w swojej ofercie. Importerzy, co chwile ktos przyjezdza i na sile wciska jakis towar nie chcac slyszec o odmowie bo sprzeda to innym, bo nie bedziemy juz w takich dobrych stosunkach itd. Nie wazne, ze magazyn pelny, ze szef ma garaz zapchany towarem, ze w sklepie nie ma sie juz gdzie ruszyc, trzeba brac, brac i jeszcze raz wiecej brac. Moge tak dlugo jeszcze...
Nadszedl czas na HIT sezonu, zeby bylo taniej, kupuje sie wiecej. Zawalamy sie towarem w sklepie i magazynie po to by po tygodniu dowiedziec sie, ze wlasnie zostala przez importera wprowadzona promocja albo zwykla obnizka i ze teraz wszystkie inne sklepy kupuja o 30% taniej niz my. Szefa to boli i nie chce oddawac ponizej ceny zakupu, ta droga mamy jeszcze sporo nowych urzadzen z np 1995 roku. Tzw N.O.S.
O, i jeszcze to, jak to jest, ze pewien konkurencyjny sklep fizyczny (nie wirtualny) sprzedaje klientom detalicznym towary za nizsza cene niz my placimy importerowi kupujac hurtem?
Apropos sklepow wirtualnych, to dobre na nie okreslenie. Chocby dzisiejszy przyklad. Przychodzi klient, chce kupic case'a. Slyszy cene i stuka sie w czolo bo w internecie jest 300 z kawalkiem. Dzwonimy do tego sklepu i slyszymy: "cooo, a case, nie, nie my go nigdy nie mielismy jeszcze ale mozemy sprowadzic", a ile bedzie kosztowac? " 425...".
Przepraszam za porwane watki i literowki, pisane to wszystko na szybko, musze sie klasc bo rano wyjazd w traske. :]
P.S. Ja tez sie zastanawiam, dlaczego nasz sklep jeszcze jest otwarty.
P.S.II W gitarach, ktore sprzedajemy, reguluje gryfy, menzury i akcje strun kiedy je wystawiam a kiedy chetny na zakup godzi sie na zalozenie nowych, dobrych strun, nasaczam i czyszcze podstrunnice, bawie sie z wysokoscia strun na siodelku itd... normalnie jak dla siebie...